Soszów Wielki.

11 listopada 2008.

Jesień w tym roku trzyma długo i ciepło. Gdyby nie moja trzytygodniowa choroba to byłoby wręcz cudownie. Niestety na słoneczko i błekitne niebo na przełomie października i listopada mogłem tylko sobie popatrzeć przez okno. Długi weekend powiązany z Świętem Niepodległości też praktycznie przeszedł bokiem. Jedynie ostatni dzień tegoż długiego weekendu wybraliśmy sie na krótką wycieczkę w góry. Cherlający i kaszlący ale w górę powoli deptający...

Podjechaliśmy samochodem do Wisły Jawornika i stamtąd niebieskim szlakiem, krótkim podejściem do schroniska pod Soszowem. Po zjedzeniu małego obiadku pokręciliśmy się troszkę w okolicach szczytu a potem nieco okrężną drogą i bez szlaku zeszliśmy na powrót w dolinę.

Schronisko pod Soszowem.
Podobno niesamowicie "klimatyczne", jak to się teraz w obecnych czasach nazywa. Jakoś tego klimatu nie wyczułem, może gdybym tam nocował to moje wrażenia były by inne. Główna jadalnia zamknięta, goście przyjmowani byli w czymś na ksztalt przedsionka, piwo podawano w plastikowych jednorazówkach....


Komentarze

Zobacz także

Kolonia robotnicza w Rudzie.

Dominikowo czyli rozprawa chodzieska.