Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2010

"Pana" z Woźnikach Śląskich.

Obraz
7 czerwca 2010. Drugi dzień weekendowego rowerowania. Szczerze już mamy dość najbliższej okolicy Gliwic. Ładujemy dwa rowery do auta i jedziemy za Tarnowskie Góry. Upalna niedziela, skwar, słońce, najmniejszej chmurki na niebie. Eeech. Trasa: Miotek - Zielona - Kolonia Woźnicka - Dąbrowa Wielka - Woźniki Śląskie - Zielona - Miotek. Dąbrowa Wielka, mała wioska w środku lasu. Na skrzyżowaniu leśnych dróg rośnie kilka ogromnych, wysokich dębów.    W Woźnikach przyszło mi ubabrać sobie łapy naprawiając dziurawą dętkę. Dobrze że miałem drugą, nową w bagażach, łatać i lepić starej nie miałem siły.      A po naprawieniu roweru chwila dla oka i ducha: Kościół p.w. św. Walentego w Woźnikach Śląskich. Jedynie w lesie trochę cienia, ale i ten cień miejscami jakiś taki nietęgi... Zielona. Mały ośrodek wypoczynkowy nad stawem. Niegdyś płynął tędy mały potoczek, wąska strużka. Mała Panew w tym miejscu jest jeszcze naprawdę mała. Niegdyś była piaszczysta plaża, mały mostek rzeczką. Niegdy

Z Toszka do Jemielnicy.

Obraz
26 czerwca 2010. Sobotnie popołudnie...W domu szkoda siedzieć. Robota na chwilę skończona (czyt. odpalantowana) więc po co się kisić w dusznym mieszkaniu? Wsadzam meridę do bagażnika i jadę za Gliwice. Parkuję pod zamkiem w Toszku. Wycieczka niemal po starych śmieciach, ledwie drobne modyfikacje wobec tego co już kiedyś  było. Ale niech tam, odświeżymy sobie wspomnienia. Trasa: Toszek - Wiśnicze - Świbie - Hubertus - Barut - Jemielnica - Centawa - Płużnica - Toszek.    Kaplica p.w. Matki Boskiej Bolesnej "w Goju" i jej najbliższe otoczenie. "Śląski Katyń", miejsce masowego mordu dokonanego w 1946 roku przez komunistów na żołnierzach podziemia. Hubertus koło wsi Barut. Jemielnica - to jakby osobny rozdział w ramach tej wycieczki. Najznamienitszym zabytkiem jest kościół pocysterski p.w. NMP i dawny klasztor. Jemielnicki klasztor jest drugą najstarszą lokacją cystersów  na Górnym Śląsku. Drugą po naszych ulubionych Rudach oczywiście. Dawny młyn klasztorny,

Pętla ziemięcicka.

Obraz
24 czerwca 2010. Krótka przejażdżka rowerowa, mały wyskok za miasto. Do Żernik, Szałszy, Ziemięcic i Czechowic. Okraszona widokiem na masyw Góry Świętej Anny. Kąpielisko w Czechowicach.  Dziś jeszcze ciche, za dwa dni, gdy będą już wakacje, pewnie będzie tu ciasno i gwarno. Widok z Czechowic na Górę Świętej Anny.

Rowerem do urny.

Obraz
20 czerwca 2010. Niedzielny wyjazd rowerowy, który można by krótko określić: "rowerem do urny". Zabrzmiało groźnie. Na szczęście była to urna wyborcza a nie ta przeznaczona na doczesne resztki kolarza. Tak już ostatnio mamy z wyborami prezydenckimi że karteczki wrzucamy do skrzynek wszędzie tylko nie w Gliwicach. Jeśli idzie o wynik głosowania różnicy to nie robi najmniejszej a jest po prostu ... weselej. Tym razem w wyborczą niedzielę wybraliśmy się na krótką wycieczkę rowerową a obywatelski obowiązek spełniliśmy w Świetlicy Wiejskiej w Leboszowicach. Wracając do Gliwic udało się nam zwiedzić kościół w Żernicy. Dotąd nigdy nie byliśmy w środku a to za sprawą tego że kościół dopiero od niedawna jest udostępniany dla zwiedzających i to tylko w okresie letnim i w niedzielne popołudnia. Dotychczas zawsze bywałem w Żernicy w tygodniu, w najlepszym razie w sobotę, więc nie byłem w stanie zwiedzić kościoła w środku. Cały kościół jest po gruntownej renowacji, odnowiony zosta

Do Łączy i spowrotem. Dokładnie spowrotem.

Dzisiejszego dnia zrobiłem trasę jakiej dawno już nie popełniłem. Pojechałem do Łączy na rowerku. Przez Rachowice, jak ostatnio najczęściej zresztą. I co tym dziwnego? Wróciłem do domu ... dokładnie tą samą trasą . Szkoda gadać, chyba się starzeję.

Fokarium w Helu.

Obraz
Wrzesień 2008. Niejako dla porządku pragnę odnotować ten fakt na blogu. Tak więc piszę... Przy okazji zdobycia niebotycznej Góry Szwedów na Półwyspie Helskim miałem okazję odwiedzić tamtejsze Fokarium. Dzięki niezbyt pięknej pogodzie tłumów ludzkich na szczęście nie było więc wizyta w tym totalnie komercyjnym miejscu była w miarę przyjemna. Oczywiście znajdą się tacy, którzy oburzą się na moje kategoryczne określenie tego miejsca i przyrównanie go do pierwszego lepszego disneylandu ale ja będę obstawał przy swoim zdaniu. A na pierwszy przykład podam choćby sposób pobierania opłat i regulacji ruchu zwiedzających na wejściu. Takie ładne "kołowrotki" to chyba tylko w rzeźni... Więcej o helskim fokarium możesz przeczytać na stronie www Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego .

"Każdemu jego Everest " - Góra Szwedów (19 m n.p.m.)

Obraz
Wrzesień 2008 Drugą górą "zdobytą" podczas mojego epizodu gdańskiego była Góra Szwedów na Helu. Góra, której oszałamiająca wysokość sięga ... tak sięga... 19 metrów ponad poziom morza. Szok! Oczywiście Góra Szwedów to tylko jedna z wielu atrakcji na Helu, wcale nie najważniejsza, być może tylko przeze mnie zauważona gdy inni bez żalu ją mijają. Ale mogę powiedzieć sobie że zdobyłem szczyt. I było to pod paroma względami szczególne wejście: Góra Szwedów jest najniższą górą jaką zdobyłem! Wiodąca dotąd pod tym względem prym, Kawcza Góra na Wolinie jest wyższa o 7 metrów. Oczywiście za pełnoprawny, choć niski, szczyt uznaję coś co jest oznaczone na popularnych mapach zarówno nazwą jak i kotą wysokościową, By zdobyć Górę Szwedów odbyłem podróż która w sumie składała się z dwóch lotów samolotem i jednego rejsu statkiem - choć to brzmi nieprawdopodobnie to było tak w istocie. Tak więc proszę się ze mnie nie śmiać :-) ... zresztą, by nie było zbyt łatwo z tym podejśc

"Każdemu jego Everest " - Wieżyca (328,6 m n.p.m.).

Obraz
Wrzesień 2008 Koniec lata i początek jesieni roku 2008 dane mi było spędzić w Gdańsku. Obowiązki zawodowe spowodowały że przemieszkałem po trochu nad Motławą niemal trzy miesiące.  Był to chcąc nie chcąc czas bez gór. Góry mogłem zobaczyć jedynie w czasie weekendowych wizyt w domu i to tylko z okien samolotu lądującego w Balicach. Postanowiłem wprowadzić w życie plan ratunkowy pozwalający jakoś przetrwać ten trudny okres. Wyznaczyłem sobie dwa ambitne cele na weekend. Dwie góry, dwa wybitne szczyty. Wybitne jak na około gdańskie warunki. I wbrew pozorom całkiem ciekawe. Na pierwszy cel została wyznaczona Wieżyca, najwyższy punkt na czymś co geografowie zwą Niżem Polskim. Wysokość bezwzględna to 328 m n.p.m. Niby nie dużo ale przecież jesteśmy prawie nad morzem. Podjechałem pociągiem do Wieżycy, małej stacyjki na linii kolejowej z Gdyni do Kościerzyny. I od razu mi się spodobało. Ludzi mało a górka całkiem się wybijająca w krajobrazie. Podejście niezbyt długie bo i jakim cudem d

Spóźnione "Gross Rauden Classic"

Obraz
10 czerwca 2010, Zawsze uważałem że sezon rowerowy można było uznać za otwarty dopiero wtedy jak się przejechało przez Rudy. Jakoś zawsze tak bywało, tak właśnie się działo że na początek wiosny jechałem sam lub w towarzystwie do Rud właśnie. W tym roku jakoś tak nie wyszło. Po pierwsze trudno się chwalić rozpoczynaniem sezonu w połowie czerwca gdy to już niemal jego półmetek, po drugie miało już miejsce kilka całkiem interesujących wycieczek rowerowych. Postanowiłem jednak zaległość nadrobić, jeszcze by się okazało że w tym roku bym w ogóle o Rudach zapomniał. Tak więc najwyższy czas na trasę zwaną swojsko: "Gross Rauden Classic". Cały maj to nieustające, nawet na małą chwilę, deszcze. Deszcze, ulewy i powodzie w całym kraju. Próbowałem jeździć na rowerze ale były to żałosne podskoki. Jazda w deszczu niezłą zabawą jest ale trudno w ten sposób zrobić dłuższą, całodniową trasę. Wreszcie z nadejściem czerwca pogoda się opamiętała i zakręciła kurek z wodą. Ale jakby w formi