Wycieczka do Łubowic.
Lato 2006
Tym razem troszkę dalej od domu. Korzystając z wolnego dnia podwożę się z rowerem do Rud Raciborskich. Wyjeżdżam ze wsi przez Brantołkę - czyli jak zazwyczaj. Kieruję się do Kuźni Raciborskiej, dojeżdżam doń leśnymi drogami przez pożarzyska. Z Kuźni do Nędzy i dalej w kierunku przeprawy promowej przez Odrę w Grzegorzowicach. Za Nędzą wjeżdżam w płaski krajobraz dawnych terenów zalewowych Odry.
Prom w Grzegorzowicach jest niewielki i działa od przypadku do przypadku czyli jak się nazbiera dość chętnych do przeprawy. Czekając na rejs z niepokojem patrzę w niebo, coraz to bardziej ciemne i rozświetlane błyskawicami nad wysokim, zachodnim brzegiem pradoliny Odry. Rozglądam się po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś skrawka dachu - nic nie ma. W końcu pojawia się obsługa promu, Wchodzę na pokład gdy zaczyna już lekko kropić deszczyk. Odra ma w tym miejscu może jakieś 30 metrów szerokości, prom płynie z jednego brzegu na drugi jakąś minutę.
Gdy byliśmy na środku rzeki lunęło jak z cebra, tak nagle. Gdy schodziłem na zachodni brzeg właściwie było mi wszystko jedno, już i tak byłem mokry na wylot. Gdy dojechałem do pierwszych drzew to chyba nie miałem na sobie nic suchego.
Burza gwałtowna i ulewna ale nie trwała długo. Porzucam wiatę przystankową, w której przeczekałem resztę deszczu i jadę do Łubowic, do pozostałości pałacu Eichendorffów. Pierwszy raz byłem tu jakieś 18 lat temu, pamiętam że wtedy też było krótko po burzy, że tak jak dzisiaj wszystko było mokre i wilgotne... Dopada mnie uczucie deja vu.
Z Łubowic ruszam do Raciborza. Tam jest najbliższa możliwość przekroczenia Odry - powrotu promem do Nędzy jakoś nie biorę po uwagę. Przejeżdżam przez Racibórz, jestem cały mokry, jakoś nie mam motywacji do zwiedzania miasta. I tak czasu nie starczy.
Jadę w kierunku Zawady Ksiażęcej. Kiedyś stał tu piękny, drewniany kościół. Niestety dziś plac jest pusty, świątynia spłonęła rażona piorunem. Gdzieś na starych zdjeciach mam ten kościół, jego wyniosłą wieżę.
Z Zawady kieruję się w stronę północnego krańca rezerwatu Łęższczok, chcę zobaczyc choć trochę stawów i trzcin. Przedzieram się brzegiem, tuż nad samą wodą. Poprowadzony jest tędy szlak turystyczny jednak nie robi on wrażenia specjalnie uczęszczanego, miejscami muszę rower nieść. Do Nędzy docieram przedzierajac się przez krzaki i pokrzywy, znów spadł deszcz, znów jest mi wszystko jedno.
Do Rud Raciborskich wracam lasami przez Jankowice Rudzkie i Wildeck - tu już drogi są szerokie i przejezdne. Wilgoć, mgła i zapadający zmrok tworzą wspaniałą atmosferę. Zrobiłem jakieś 65 kilometrów. Wracam do domu, czeka mnie jeszcze czyszczenie i smarowanie roweru - wodę mam we wszystkich łożyskach.
PS: Te zdjęcia to tzw analogi. Bodaj ostatni mój negatyw Agfa APX 100, moczony w enerdowskim jeszcze, juz teraz "pełnoletnim" R-09 (1:100). Niestety Agfa się zwinęła, przynajmniej w swej części fotograficznej i nie będzie już więcej apx-ów. Oryginalnego Rodinala zresztą też. Tylko R-09...
Tym razem troszkę dalej od domu. Korzystając z wolnego dnia podwożę się z rowerem do Rud Raciborskich. Wyjeżdżam ze wsi przez Brantołkę - czyli jak zazwyczaj. Kieruję się do Kuźni Raciborskiej, dojeżdżam doń leśnymi drogami przez pożarzyska. Z Kuźni do Nędzy i dalej w kierunku przeprawy promowej przez Odrę w Grzegorzowicach. Za Nędzą wjeżdżam w płaski krajobraz dawnych terenów zalewowych Odry.Prom w Grzegorzowicach jest niewielki i działa od przypadku do przypadku czyli jak się nazbiera dość chętnych do przeprawy. Czekając na rejs z niepokojem patrzę w niebo, coraz to bardziej ciemne i rozświetlane błyskawicami nad wysokim, zachodnim brzegiem pradoliny Odry. Rozglądam się po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś skrawka dachu - nic nie ma. W końcu pojawia się obsługa promu, Wchodzę na pokład gdy zaczyna już lekko kropić deszczyk. Odra ma w tym miejscu może jakieś 30 metrów szerokości, prom płynie z jednego brzegu na drugi jakąś minutę.
Gdy byliśmy na środku rzeki lunęło jak z cebra, tak nagle. Gdy schodziłem na zachodni brzeg właściwie było mi wszystko jedno, już i tak byłem mokry na wylot. Gdy dojechałem do pierwszych drzew to chyba nie miałem na sobie nic suchego.Burza gwałtowna i ulewna ale nie trwała długo. Porzucam wiatę przystankową, w której przeczekałem resztę deszczu i jadę do Łubowic, do pozostałości pałacu Eichendorffów. Pierwszy raz byłem tu jakieś 18 lat temu, pamiętam że wtedy też było krótko po burzy, że tak jak dzisiaj wszystko było mokre i wilgotne... Dopada mnie uczucie deja vu.
Z Łubowic ruszam do Raciborza. Tam jest najbliższa możliwość przekroczenia Odry - powrotu promem do Nędzy jakoś nie biorę po uwagę. Przejeżdżam przez Racibórz, jestem cały mokry, jakoś nie mam motywacji do zwiedzania miasta. I tak czasu nie starczy.
Jadę w kierunku Zawady Ksiażęcej. Kiedyś stał tu piękny, drewniany kościół. Niestety dziś plac jest pusty, świątynia spłonęła rażona piorunem. Gdzieś na starych zdjeciach mam ten kościół, jego wyniosłą wieżę.Z Zawady kieruję się w stronę północnego krańca rezerwatu Łęższczok, chcę zobaczyc choć trochę stawów i trzcin. Przedzieram się brzegiem, tuż nad samą wodą. Poprowadzony jest tędy szlak turystyczny jednak nie robi on wrażenia specjalnie uczęszczanego, miejscami muszę rower nieść. Do Nędzy docieram przedzierajac się przez krzaki i pokrzywy, znów spadł deszcz, znów jest mi wszystko jedno.
Do Rud Raciborskich wracam lasami przez Jankowice Rudzkie i Wildeck - tu już drogi są szerokie i przejezdne. Wilgoć, mgła i zapadający zmrok tworzą wspaniałą atmosferę. Zrobiłem jakieś 65 kilometrów. Wracam do domu, czeka mnie jeszcze czyszczenie i smarowanie roweru - wodę mam we wszystkich łożyskach.PS: Te zdjęcia to tzw analogi. Bodaj ostatni mój negatyw Agfa APX 100, moczony w enerdowskim jeszcze, juz teraz "pełnoletnim" R-09 (1:100). Niestety Agfa się zwinęła, przynajmniej w swej części fotograficznej i nie będzie już więcej apx-ów. Oryginalnego Rodinala zresztą też. Tylko R-09...
Komentarze
Prześlij komentarz
Wpisz swój komentarz...