Czantoria z Cisownicy.

Czantoria.

Tym razem brakło nam ochoty na wczesne zrywanie się z wyrka i poranny wyjazd w góry. Ruszyliśmy w stronę "łuku Karpat" dopiero gdzieś około dziesiątej. To za późno by dojechać w dalsze rejony, pozostaje tylko znany na wylot Beskid Śląski. Wizja szukania parkingu w Ustroniu, Wiśle czy Brennej przeraża i powoduje ciarki na plecach więc na szybko wymyślam coś odmiennego. Postanawiam poprowadzić wejście na zazwyczaj obleganą przez tłumy Czantorię od strony Cisownicy. Zaparkowanie auta na końcu Cisownicy okazało się śmiesznie proste. Podejście na rozległy grzbiet pomiędzy Tułem a Małą Czantorią dość przyjemne a dalszy szlak wiodący na szczyt Małej Czantorii nie aż tak zapełniony turystami jak by się można obawiać. Większe ilości spacerowiczów pokazały się dopiero przed Wielką Czantorią, a to za sprawą w sumie jeszcze dość nowego wyciągu krzesełkowego wychodzącego na grzbiet z Doliny Poniwca. W czeskim schronisku pod Wielka Czantorią obowiązkowo kufel Radegasta. Inaczej się nie da. Pogoda dopisała. Było ciepło i słonecznie, choć widoki przesłaniała wisząca w powietrzu lekka mgiełka. Trasa prosta: Cisownica - Mała Czantoria - Wielka Czantoria. Powrót tą samą drogą.

Legenda o śpiących rycerzach.

Beskidowi Śląskiemu na polsko-czeskim pograniczu króluje legendarna góra Czantoria. Owiana jest legendami i to nie byle jakimi! Potężny masyw górski ukrywa nie tylko skarby, ale przez długie stulecia jest domem rycerzy. Nie wierzycie? Oto dowód - opowieść pewnego wywodzącego się z kowalskiej rodziny mieszkańca Nydku o jego pradziadku z Nydku. A może był to jego prapradziadek.? Kto wie?... Przed kuźnią w czasie Świąt Wielkanocnych pojawił się ni z tąd ni z owąd rycerz w lśniącej zbroi. Poprosił zdziwionego kowala o zrobienie trzystu hartowanych podków w ciągu trzech dni. Kowal stał przed chałupą jak skamieniały, ale kiedy dostał od rycerza sakiewkę srebrniaków, wziął się ostro do pracy. Za trzy dni podkowy były gotowe a rycerz już czekał za drzwiami i chwalił poczciwego kowala. Załadowali podkowy na konia i odjechałi razem w kierunku Czantorii. Nagle zatrzymali się przed wielkim otworem w skale a za chwilę stali na kamiennym dziedzińcu, koło którego wyrastały mury podziemnego zamku. Kowal miał za zadanie podkuć trzysta koni rycerzy śląskich, którzy jako wojsko narodowe czekają w Czantorii, by pomóc Śląsku w ciężkich czasach. Cały rok kowal przymierzał podkowy, wypalał rogi kopyt i przybijał podkowy. Pierwsza podkowa, druga podkowa i wreszcie została ostatnia. Rycerz w lśniącej zbroi pochwalił kowala i w nagrodę dał mu wór lekki jak piórko. Kowalowi wydawał się zbyt lekki na tyle ciężkiej pracy i w milczeniu opuścił dziwną jaskinię. Kiedy się odwrócił kamienny zamek zniknął a Czantoria starannie ukryła tajemne wejście. Dopiero w domu otworzył wór i zrozumiał, jak bardzo rycerz mu się odwdzięczył : na stół wysypały się złote i lśniące srebrne monety. Kowal i cała wieś cieszyli się i dziękowali tajemniczym rycerzom, którzy gdzieś w swym podziemnym zamku odpoczywają i czekają, aż będą mogli wyruszyć na pomoc Śląsku. (źródło www.jablunkowsko.cz)
Przydatne linki:

Czantoria z Cisownicy. październik 2014.

Komentarze

Zobacz także

Kolonia robotnicza w Rudzie.

Dominikowo czyli rozprawa chodzieska.