Lasy rudzkie.


Turystyka w czasach zarazy #35


Plany na ten weekend były niemałe. Wyszło jak wyszło czyli "jak zawsze". Mała awaria elektryki w mieszkaniu wyłączyła praktycznie sobotę z jakichkolwiek planów wycieczkowych. Do tego nieprzyjemna pogoda, upał i duchota nie zachęcały do wyjścia.
Niedziela niestety pogodowo nie lepsza. Pomyśleliśmy że może w lasach rudzkich zaznamy nieco ochłody. Wrzuciliśmy rowery na desant do naszej octavii i wio!
Z wyczekiwanej ochłody nici. Nieco lepiej w wysokich lasach, na pożarzyskach hica taka jak w mieście albo i gorzej. Dystans niezbyt oszałamiający, dwadzieścia i kilka kilometrów pętelki z Ortowic przez Świętą Magdalenkę, przez pożarzyska, Jagdschloss, Siedem Dębów do Brantołki a powrót przez Zieloną Klasę, Orły, Ławkę Zakochanych i znów przez Magdalenkę.
Nic wielkiego... aczkolwiek mimo męczącego upału zawziąłem się i pokonałem bez schodzenia z roweru południową "ścianę" wydmy na której stoi wiata "Zielonej Klasy".
Na fotce, jedynej zresztą dziś pstrykniętej, motyl Rusałka żałobnik (Nymphalis antiopa) w chwili gdy przysiadł na kierownicy roweru mojej żony.

Komentarze

Zobacz także

Kolonia robotnicza w Rudzie.

Dominikowo czyli rozprawa chodzieska.