Dwudniowa wycieczka w tak zwany Worek Raczański. Wybraliśmy się dość niespodziewanie choć pomysł tej trasy rodził się w głowie od dawna. Ja, moja nastoletnia córka i pies - taka okolicznościowa zgraja. Niestety czasu mieliśmy niewiele bowiem już w niedzielę musieliśmy być w domu. Ledwie piątkowe popołudnie i sobota. Dotarliśmy do Rycerki prawie wieczorem, w pięknej, słonecznej aczkolwiek rześkiej aurze. Nieco błądząc, zaliczając po drodze wierzchołek Praszywki dotarliśmy do bazy namiotowej na Przysłópie Potóckim. Na obsadzie Marek Koszmarek, kolega z dawnych, studencko-przewodnickich lat. Rozmowy przy ognisku ciągną się długo w noc. Śpimy w namiocie, jak za dawnych lat. W nocy mamy atrakcje: wpierw porywisty wiatr usiłuje porwać namiot, potem ulewa próbuje go wbić w ziemię, na końcu mamy powódź w namiocie. I kogo bawią takie rzeczy? Tylko takich wariatów jak my. Nazajutrz poranek wilgotny, mglisto-słoneczny. Ruszamy w drogę koło dziesiątej rano. Robi się cie...