Po drugiej stronie Popradu.

2 maja 2010.

Wiele razy jechałem pociągiem na trasie od Piwnicznej do Muszyny. Pierwszy raz jeszcze w głębokiej komunie, gdzieś w okolicy końca liceum. Ilekroć gapiłem się przez brudne okna  wagonu i wypatrywałem tego co widać na południu to moim oczom jawiła się mętna i wzburzona woda Popradu  i nieznane, tajemnicze wręcz, góry. Gdzieniegdzie mała przytulona do brzegu rzeki wioska. Wtedy, gdy jeszcze wzdłuż granicy, co kawałek albo i częściej, stał wojak WOP-u z kałachem, kraina ta wydawała się odległa i niedostępna tak jak jakieś lasy tropikalne na Borneo albo innej Sumatrze. Podzwrotnikowe, wilgotne skojarzenia tym silniej narzucały się z powodu częstych w dolinie Popradu mgieł. Mgieł częstych właśnie w letnie dni o poranku, kiedy to zazwyczaj dojeżdżałem w Beskid Sądecki "nieistniejącym" już dzisiaj pociągiem przyśpieszonym relacji Gliwice-Krynica Zdrój.

Czasy się zmieniły. Władza i system także. Teraz mamy Eurosojuz, a z nim w komplecie traktat z Schengen. Teraz granica na Popradzie to coś tak jak granica gmin. I bardzo dobrze.

Weekend majowy nie poukładał się w kalendarzu najlepiej. Zaledwie jeden dzień więcej ponad standard. W niedzielę plany przewidywały wycieczkę rowerową. Zapadła decyzja o podwiezieniu się pociągiem z Piwnicznej do Krynicy i powrocie rowerami do Piwnicznej. Wzdłuż Popradu. Po słowackiej stronie oczywiście.

Trasa od Muszyny do Mniszka nad Popradem jest rewelacyjna. Nietrudna ale urozmaicona i ciekawa. Tłoczna i zabudowana po polskiej stronie dolina Popradu tu na Słowacji jest cicha, zielona i odludna. Ledwie kilka małych wioseczek, minimalny ruch samochodowy.

A jeśli chodzi o tropikalne skojarzenia? I tym razem nie było inaczej: duszno i parno a za Małym Lipnikiem burza i ulewa jakby całe niebo miało się naraz wylać na ziemię. Tylko chyba trochę chłodniej niźli na Borneo.

Trasa wycieczki: Krynica - Powroźnik - Muszyna - Legnava - Malý Lipník - Mníšek nad Popradom - Piwniczna Czercz.
Dystans: 48,6 km

Cerkiew w Powroźniku.

"Deszczowe lasy" w okolicach tzw. Polskiej Łopaty.

 Sanatoria na Polskiej Łopacie. W tym miejscu patrząc na północ "przekraczamy granicę" wzrokiem trzy razy.

Komentarze

  1. Czyta się świetnie! No to teraz jak Ty znajdujesz czas na łażenie po górach i prowadzenia bloga? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cały czas jestem w górach... niestety...
    A ty kim jesteś Anonimie?

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja Andrzej z Wrocławia jestem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Wpisz swój komentarz...

Zobacz także

Kolonia robotnicza w Rudzie.

Dominikowo czyli rozprawa chodzieska.