Krótki wyjazd w Pieniny.
Październik 2001. Wyjeżdżamy w piątek w strugach deszczu, już na wstępie zniechęceni do rozpoczynającego się weekendu. Jeszcze kilka dni temu była piękna złota jesień a teraz mokre liście spadają z drzew prosto pod koła samochodu. Jak kromki chleba masłem w dół. Gorce pogroziły nam ostrzegawczo palcem, przejazd z Chabówki do Nowego Targu nie należał do najprzyjemniejszych: mgła, porywisty wiatr, deszcz i egipskie ciemności. Już jest wieczór gdy dojeżdżamy do Krościenka nad Dunajcem. Dla pokrzepienia zmokłych serc odbijamy kołek w pięciolitrowej puszce staropramena. Rankiem spada na nas łaska niebios! Mokre mgły unoszą się w górę i zaczyna się przez nie przebijać słońce. Ruszamy. Trasa klasyczna, typowa, utarta można rzec. Cóż innego można wymyślić w Pieninach? Ot, wejście na Trzy Korony a potem Sokolą Percią przez Czertezik na Sokolicę. Pogoda była jednak zmienna, mocne słońce raz po raz zasłaniane było chmurami a zimny deszcz dokuczał chwilami. Ta zmienna pogoda sprawiła jednak że...