Mokra trzydziestkapiątka.
30 maja 2010 Maj w tym roku mokry. Był. Można powiedzieć że był bo niewiele mu już czasu na poprawę zostało a i prognozy na najbliższe dni są fatalne. Zresztą co ja będę głupio pisał o tym że mi nie było dane na rower się wybrać z powodu deszczu jak niektórym ludziom majowa powódź zabrała domy i wszystko co w nich mieli. Kolejna powódź tysiąclecia, już druga na przestrzeni trzynastu lat. Wyszliśmy z domu z Marcinem w niedzielne popołudnie z ambitnym planem dotarcia na rowerach do Kędzierzyna. To znaczy, gwoli ścisłości, plan nie jest sam w sobie zbyt ambitny tyle że teraz w tak deszczowej porze to nie było już takie proste i oczywiste. Wyjazd z Gliwic jeszcze jako tako ale już w okolicach lasu Żyznawa zaczęło padać. Trochę tego syfu przeczekaliśmy w lesie między drzewami ale straciliśmy z jakieś pół godziny nim się jako tako rozpogodziło i można było dalej jechać. Do Łączy dojechaliśmy bez ekscesów pogodowych, jedynie przed samą wioską musieliśmy depnąć mocniej na pedały po s...